„Fajnie jest mieć bagażnik dachowy” – stwierdził mój szwagier przyglądając się mercedesowi z dużym bagażnikiem Thule w srebrnym kolorze zamocowanym na dachu limuzyny. Taaak – odpowiedziałem leniwie i zacząłem się zastanawiać, czy chciałbym mieć taki na swojej Astrze. No bo niby to wygoda, można trzymać na przykład długie przedmioty, jak choćby wędki, które niechętnie i tylko w poprzek mieściły się w moim bagażniku, zamykany i całkiem estetyczny. Ale ma też minusy – zwiększa opór powietrza i pewnie kosztuje niemałe pieniądze. I jak będzie wyglądała taka trumna jak ta na mercedesie na moim kompaktowym skądinąd autku. Chyba cały miesiąc chodził mi po głowie ten pomysł na bagażnik Thule. W końcu zdecydowałem się. Wziąłem szwagra jako ex perta ze sobą i pojechaliśmy obejrzeć bagażniki dachowe Thule. Pierwsze zaskoczenie – wybór był ogromny. Sprzedawca popatrzył na nas i spokojnie pokazał nam całą ofertę. Okazało się że aby dobrać odpowiedni bagażnik dachowy Thule do mojego auta to trzeba dobrać wiele parametrów i danych. Ale jak już przez to przebrnęliśmy to reszta była prosta. Montaż – zupełnie bez problemów, wszystko idealnie pasuje i ładnie się komponuje, ergonomia – wyśmienita, nawet przy szybkiej jeździe nie można zauważyć żadnej różnicy, nie ma tez żadnych hałasów, ani innych niepokojących odgłosów, tak jak by w ogóle nie było żadnego bagażnika. No i ten wygląd. Wsiadłem z Opla i popatrzyłem z dumą. Ten bagażnik Thule na mercedesie wyglądał dobrze, nawet bardzo dobrze, ale mój na oplu wygląda jeszcze lepiej. Po powrocie do domu, od razu przepakowałem odpowiednio przy tym układając cały swój sprzęt wędkarski do nowego bagażnika dachowego Thule. Wszystko w jednym miejscu i od razu pod ręką. Nie lata po całym bagażniku, jest sensownie ułożone i zabezpieczone przed przesuwaniem. Byłem gotowy na pierwszą eskapadę wędkarską z nowym bagażnikiem dachowym Thule. Pozostało tylko wybrać gdzie jedziemy powędkować. A ten wybór pozostawiłem, nie bez pewnej satysfakcji, szwagrowi. Mnie jest obojętne gdzie pojadę.